Ambicje vs rzeczywistość, czyli jak moje ego mogło zagrozić firmie.
Wystrzał pistoletu poderwał biegaczy. Już po chwili pierwsze grupki tych najszybszych formowały się z przodu stawki. W niewielkiej odległości za nimi podążała dwójka biegaczy. Z przodu, w czarnej koszulce, biegł dość lekkim krokiem niższy z nich. Tuż za nim, ze skupionym, wręcz nieobecnym wzrokiem podążał drugi w charakterystycznych, pomarańczowych okularach przeciwsłonecznych. Rytmiczne, powtarzające się uderzenia stóp rozchodziły się po ulicy wybrukowanej kocimi łbami.
Cele czy droga?
Moim pierwotnym celem na 2021 r. było złamanie 40 minut na 10 kilometrów na 40. urodziny. Taki czas oznacza bieg ze stałą prędkością 16km/h. Średnio tylko 8% biegaczy osiąga na zawodach taki wynik. Dla mnie to był kosmos.
Jednak ja myślałem o tym już od dwóch lat. Wiedziałem, że muszę dać sobie czas na przygotowanie. Mimo to mocno zastanawiałem się, czy podjąć tak trudne wyzwanie. Wiedziałem, że mówiąc czemuś „tak”, czemuś innemu trzeba powiedzieć „nie”. A gdy do tego przypomniałem sobie ważne dla siebie słowa: „zamień cele na wartości – cele są zmienne, a wartości są stałe”, podjęcie decyzji wcale nie stało się ani łatwiejsze, ani trudniejsze.
Jeszcze jeden cytat przychodzi mi na myśl. Znałem go wcześniej, ale dopiero w ubiegłym roku poznałem jego sens. Trafiłem na niego w książce o legendarnym Bruce Lee pt. „Bądź jak woda przyjacielu”. Brzmi on:
„Należy jednak pamiętać, że cele nie są najważniejsze. Zazwyczaj, gdy skupiamy się na ich osiągnięciu, zupełnie zapominamy o drodze, która do nich prowadzi – tylko po to, by odkryć, że gdy osiągniemy nasz cel, zaraz pojawi się kolejny, do którego chcemy dążyć. W takich chwilach trudno dostrzec własne postępy i zaczynamy mieć poczucie, że nigdy nie osiągniemy tego, co sobie zamierzyliśmy”.
2021 – prawdziwy rollercoaster
Zastanawiałem się jak określić miniony rok – dla mnie wypełniony wszelkimi możliwymi wydarzeniami. Dobrym, złym, trudnym? Łatwym, pełnym nowych doświadczeń?
2021 rozpoczął się od mocnego, blisko 40% spadku sprzedaży w pierwszym kwartale. Początek roku to także gwałtowne i zdecydowane rozstanie z wykonawcą po 5 latach współpracy, który wykonywał dla nas 60% montaży. Pamiętam obawę, jaka się malowała na twarzach ludzi w firmie, gdy ogłosiłem tę informację. Pomińmy szczegóły, szkoda papieru na tą sytuację, jak to mówią amerykanie, „shit happens”.
Marzec to kolejny lockdown w gospodarce, ale także COVID, który niczym średniowieczna dżuma zdziesiątkował na kilka tygodni dział handlowy. Z 10 osób zajmujących się obsługą klienta na pierwszym froncie, ostała się tylko jedna. Efekt tego zdarzenia był odczuwalny w kwietniu.
Próba sprzedaży udziałów w Brewa – nauczka dla mojego ego
Kwiecień przyniósł początek rozmów o sprzedaży udziałów w Brewa. Ta operacja, ostatecznie zakończona fiaskiem i stratą kilkudziesięciu tysięcy złotych na kancelarię prawną, mimo wszystko pozwoliła zdobyć cenne doświadczenie. A przede wszystkim uświadomiła mi, że… moje ego jest całkiem spore i muszę na nie uważać. Dokładnie zapamiętałem trzy momenty całej tej operacji.
„Nasza propozycja to 30% za zaproponowaną kwotę, nie 25%” – usłyszałem od inwestora. Wyszliśmy z Karolem do samochodu, szybka telekonferencja z dwoma członkami Zarządu, czyli w naszej nomenklaturze Liderami. Zgoda.
Pamiętam jak serce mi biło, gdy wracaliśmy autostradą ze spotkania. Ktoś chce mi, a właściwie nam, czyli także Karolowi, z którym zakładałem tę Firmę, zapłacić konkretną sumę za coś, co w te kilka lat stworzyliśmy.
Byłem z siebie dumny. Miałem poczucie idealnego prezentu na 40. urodziny, które miałem obchodzić za kilka miesięcy. Widziałem siebie na okładce! No, może nie Forbesa, ale jakieś lokalnej prasy to już tak. Piękne zwieńczenie biznesowego dorobku. Wtedy jeszcze nie znałem innych słów Bruce’a Lee, który powiedział „gdy powiesz sobie, że osiągnąłeś szczyt, już nigdzie nie będziesz mógł pójść, jak tylko w dół”.
Utrata czujności, utrata cash-flow?
Miałem prawo do dumy, satysfakcji, to prawda. Ale straciłem czujność, a właściwie ją zagłuszałem. W tamtym momencie byłem w trakcie lektury „Najtrudniejsze w tym, co trudne” Bena Horowitza, obecnie inwestora VC. Ta książka porusza m.in. temat tego, co robić i czego unikać przy sprzedaży spółki. Najważniejsze to by mieć 2 oferty na stole i nie może Ci za bardzo zależeć. A mnie cholernie zależało!
Drugi moment, to ostatnia telekonferencja. Czwartek, godzina południowa, dzień po remisie z Anglią, który oglądałem z synem na stadionie. Rozmowa totalnie się nie kleiła, choć właściwie dotyczyła teoretycznie niewielkich zmian w Umowie Inwestycyjnej i po niej mieliśmy się umawiać do notariusza. Tak zakładałem. Wcześniej była chemia, tego dnia już jej nie czułem.
Jak tylko wyłączyliśmy „Google Meet”, załamanym i wściekłym głosem powiedziałem do Karola, że nic z tego nie będzie. Moje przerażenie dodatkowo potęgowało zmęczenie nieprzespaną nocą, gdyż po meczu od razu wracaliśmy.
Co my zrobimy? Rozmowy ze względu na okres urlopowy się przeciągały, więc poczyniliśmy inwestycję za własne środki, tak jakbyśmy te pieniądze od inwestora otrzymali. Magazyn wypełniony po brzegi towarem, dodatkowi nowi ludzie zatrudnieni, inwestycje w IT nie zostały wstrzymane, a konto bankowe było prawie puste. Utrata cash-flow, czyli płynności, jest jak dziurawa łódka na środku oceanu. Płyniesz, ale wiesz, że do brzegu nie dotrzesz.
Trzeci moment. Piątkowy poranek, dzień po feralnej rozmowie. Obudziłem się niezwykle spokojny, z poczuciem, że będzie dobrze i że dobrze się stało! Nie potrafiłem tego uczucia wytłumaczyć, przecież chwilę wcześniej mój biznesowy świat runął! Dzień wcześniej widziałem wzburzone morze i załamujące się fale, a dzisiaj była już tylko flauta i poczucie, że spokojnie dotrę do tego brzegu z oddali. Modlitwa, medytacja, a może intuicja… Nie wiem dokładnie, co było powodem tego spokoju.
W poszukiwaniu nowych rozwiązań – bez łatwych odpowiedzi
Podczas jednego ze spotkań Liderów, na którym omawialiśmy moją macierz kompetencji (narzędzie, które w ubiegłym roku zostało stworzone w firmie do oceny i rozwoju indywidualnych cech poszczególnych członków zespołu), z rozżaleniem zauważyłem, że nie stworzyłem dla firmy żadnego UVP.
UVP, czyli unique value proposition – czegoś, co nas w wyjątkowy sposób odróżnia od konkurencji. Po krótkiej dyskusji doszliśmy do wniosku, że cokolwiek byśmy stworzyli, to i tak zostałoby to szybko skopiowane. A tym, co faktycznie nas odróżnia od konkurencji, są wartości, który coraz głębiej korzenią się w firmie.
Przez ostatnie dwa lata nasza branża była modna i wiem, że gdybym szukał tylko pieniędzy, to bym je pewnie znalazł. Szukam Inwestora, który będzie potrafił docenić wartość zespołu, który stworzyliśmy i zaakceptuje nasze zasady. Dłużej to potrwa, ale w końcu znajdziemy. A może pisany jest nam crowdfunding?
Karuzeli ciąg dalszy, czyli zmiana ustawy o OZE
Lina emocji, jak u Philippe’a Petit, który przeszedł po linie między wieżami World Trade Center, musi być ciągle napięta.
W październiku rząd zaserwował naszej branży rollercoaster związany z Ustawą o OZE. Nocne głosowania, brak analiz skutków zaproponowanych zmian, czy też choćby jakiegokolwiek raportu udowadniającego rządową retorykę.
Fotowoltaika w nowym rozdaniu nadal się będzie opłacać, gdyż ceny prądu poszybowały w kosmos. Szkoda tylko, że wpycha się kij w szprychy.
W latach 1990 – 2019 dotacje państwa do górnictwa doszły do 128 mld zł, a i tak obecnie, przy tak wysokich cenach surowca, średnio do wydobycia jednej tony węgla dopłaca się 44 zł.
Fotowoltaika prosumencka została w ostatnich 3 latach wsparta kwotą ponad 1 mld. Zł i dzięki między innymi tym środkom 700 tys. gospodarstw domowych płaci niskie rachunki za prąd. Wnioski nasuwają się same.
Ostatni kwartał to istne szaleństwo sprzedażowe związane z zapowiedziami zmiany systemu rozliczeń, które pierwotnie miały wejść w życie od 1 stycznia, a ostatecznie zacznie obowiązywać od 1 kwietnia 2022 roku.
Co dalej z fotowoltaiką?
Oczekuję nowego roku z ciekawością. Wiele osób wróży nam i innym spółkom z sektora fotowoltaicznego początek końca związany ze zmianami prawa.
Czy tak będzie?
Pamiętam emocje z roku który właśnie minął. Karuzelę zmian, kolejne twarde lądowania. Dni, w których chodziłem pobiegać nie po to, by zdobywać formę, ale by złapać endorfiny i złapać dystans do tego co się dzieje.
Nie są to przyjemne momenty, ale jestem pewny, że wielu przedsiębiorców miewa takie chwile i pewnie trzeba je po prostu zaakceptować. Z drugiej strony te obawy antagonistów aż tak do mnie nie docierają. Wiem, że będą turbulencje, że będzie trzęsło, że będą burze, że dzisiaj nie mam odpowiedzi na wiele pytań. Ale też jestem świadomy tego, że jest dużo argumentów po naszej stronie.
Mocne fundamenty pod gruzami statków
Po pierwsze działania, które podjęliśmy pomimo braku środków od inwestora, zaczęły przynosić efekty. Trochę jak z zatopieniem statków przez Corteza po dopłynięciu do Meksyku. W ten sposób pokazaliśmy załodze, że nie ma odwrotu.
W połowie roku w Brewa powstał dział zajmujący się dużą fotowoltaiką i na ten moment ma już zakontraktowanych 5 MW. Część jest na etapie zbierania dokumentacji, część szykuje się do budowy. Jesteśmy już praktycznie gotowi na obsługę rynku pomp ciepła, który od kilku lat rozwija się w tempie 100% r/r. Świetnie do tego się przyda stworzone w tym roku Centrum Szkoleniowe.
Na papierze to miejsce jest kilkanaście tysięcy złotych pod kreską, ale jestem przekonany, że w tym roku to się zmieni. Od początku IV kwartału rozwijamy też dział stacji ładowania pojazdów i mamy konkretne cele na najbliższy okres.
Odbudowujemy się finansowo
Po drugie odbudowaliśmy się finansowo. Może nie kończymy roku tak spektakularnie, jak w poprzednich latach. Ale, parafrazując wielu trenerów piłkarskich, jeszcze w pierwszej połowie 2021 r. „wziąłbym ten wynik w ciemno”.
Po trzecie zbudowaliśmy silny zespół.
Według różnych badań średnia fluktuacja w Polsce wynosi 15-20% rocznie. Zgodnie z tą statystyką, 3-4 naszych członków zespołu powinno chcieć odejść, i wcale nie oznaczałoby to, że firma jest złym pracodawcą.
W ostatnich 5 latach odeszła tylko jedna osoba i to w dobrych relacjach, a przecież jesteśmy firmą handlową! Przyznam, że jestem z tego stanu rzeczy dumny, choć spotkałem się ostatnio ze zdaniem, że to nie zawsze jest dobre. Nie mniej, cieszy mnie ten stan rzeczy, a także daje wewnętrzny spokój. Wiem, że nie ma w tym gronie osób przypadkowych i mogę spokojnie pisać takie teksty jak ten, bo inni zajmują się prawdziwą robotą 😊
Tworzenie celów w niepewnych czasach – kwartalnie, nie rocznie
Trzeci raz z rzędu będziemy tworzyli cele w oparciu o metodologię OKR (Objective &Key Result). Dzisiaj nie będę szczegółowo się rozpisywał o naszych efektach i o błędach, które popełniliśmy wcześniej w związku z tym procesem. Napiszę tylko, że nie mamy w tym roku celu rocznego. Postawiliśmy na skupienie się na celach kwartalnych.
Patrząc na taki stan z perspektywy praktyki zarządzania i tego czego uczą na uniwersytetach, to ktoś mógłby powiedzieć, że popełniamy kardynalny błąd. Natomiast jeżeli przyjmiemy, że mamy świat VUCA, czyli volatility (zmienność), uncertainty (niepewność), complexity (złożoność) i ambiguity (niejednoznaczność), to takie podejście wydaje się słuszne.
Misja i cele podbudowane wartościami
Mamy wypracowaną misję, którą jest „samowystarczalność w wygodny sposób”. Chcemy ją realizować przez najlepszą obsługę klienta, jaką możemy dostarczać. Delikatnie mówiąc to do ideału nam brakuje, lecz idea jest.
Mamy długoterminowy cel, czyli BHAG (wielki włochaty ambitny cel) – jest nim budowa samowystarczalnych domów w cenie mieszkania, sprzedawanych on-line. A wszystko jest podbudowane wspólnie wypracowanymi wartościami.
Trzy z nich są niezwykle ważne w tym kontekście. Transparentność – każdy wie, co się dzieje z firmą, regularnie się spotykamy i każdy dział podsumowuje swoje działania. Profesjonalizm – każdy dąży do realizacji swoich KR-ów. Do tego nieustanne doskonalenie, by podążać za rynkiem, a najlepiej go wyprzedzać i rozwijać swoje kompetencje i kompetencje firmy. Mając takie fundamenty, wierzę, choć taka myślenie nie przychodzi to łatwo, że możemy spokojniej patrzeć w przyszłość, nawet w tych niepewnych czasach.
Nie każdy cel jest warty wysiłku.
Można też powiedzieć, że na każdy cel przychodzi odpowiedni moment. Cóż, ostatecznie nie zdecydowałem się powalczyć o te 40 min na 10km, nie był on priorytetem, albo za dużo on by mnie kosztował w tak dziwnym COVIDOwym roku. Ostatecznie pobiegłem 5 km w 20:40 i prawdę mówiąc cieszę się z tego.
Miniony rok kończę dwoma wydarzeniami, które faktycznie są dla mnie ważne w życiu prywatnym. Oba związane są z domem.
Po pierwsze, tylko 5 miesięcy minęło od postawienia pierwszej ściany do wprowadzenia się do pełnowymiarowego, drewnianego domu Brewa. Wyposażonego we wszelkie dostępne technologie, tak by nauczyć się tej samowystarczalności energetycznej, którą chcemy zapewniać klientom. Projekt i kilkadziesiąt filmów o tym, jak to powstało, można znaleźć na stronie www.dombrewa.pl.
Po drugie, wszyscy dobrzy rodzice, tak w każdym razie piszą w poradnikach, grają w planszówki ze swoimi dziećmi. Ja też chciałem, ale… różnie to było. W te Święta udało się ten cel, choć brzmi to dość dziwnie, ale jednak, zrealizować. Jakieś wirusy, chyba inne niż COVID nas rozłożyły i przez cały ten wolny czas „łoiliśmy” w Superfarmera.
To jaki w końcu był to rok?
Obfity w wydarzenia i nic nie wskazuje na to, by ten był mniej ciekawy. Więc życzę Wam i sobie dobrego nastawienia i zdrowia. Na to drugie nie zawsze mamy wpływ, na to pierwsze tak.
Myślę teraz o planach na kolejny rok i że mam w głowie pustkę i niespecjalnie chce mi się tworzyć te cele. Zazwyczaj był mi to obcy stan, więc zastanawiam się z czego on wynika. Z tego, że pracuję w psychoterapii? Z refleksji po lekturze książek o filozofii, o stoikach o logoterapii? A może dla tego, że jestem przeziębiony i ciało nie ma ochoty ani siły, by podejmować dzisiaj takie tematy?
Może zabrzmi to wyniośle, ale chcę pobyć w tej przestrzeni, chcę być dla siebie łagodny. Chcę odkryć, czego ja potrzebuję, a nie starać się odpowiadać na teoretyczne potrzeby Świata wobec mnie. Świata, który jest zmienny i to co dzisiaj założyliśmy, już nawet nie za dzień, ale za godzinę może być nie aktualne.
Jeżeli dotarłeś do tego zdania to Ci dziękuję. Mam nadzieję, że była to dla Ciebie przyjemność literacka, nawet przez to małe „l”. Jeżeli jesteś już tutaj to wpisz w komentarzu, jak i jakie Ty stawiasz sobie cele w tym nieprzewidywalnym świecie. A może odpuszczasz albo masz inne narzędzia do realizacji tego procesu?